Wiotki, młody murzyn, błyskając oczyma i bielą zębów, roztrącał publiczność i szybko zbiegał chwiejącym się chodnikiem.
— Ojcze, drogi ojcze! — wołał zdaleka.
Złączyli się w mocnym uścisku, nie mogąc ze wzruszenia znaleźć słów powitania.
Szeptali do siebie:
— Fangu!
— Ojcze!
Noro uspokoił się pierwszy i, przez łzy patrząc na syna, spytał go stłumionym głosem:
— Cóż powiesz mi, kochany chłopcze?...
Fang wysoko podniósł głowę i powiedział z dumą:
— Przywożę tobie, ojcze, i mamie mój dyplom lekarski! Nauka ukończona! Jestem człowiekiem wykształconym, jak Belg, Francuz, lub Anglik. Zawdzięczam to tobie, ojcze!
Noro milczał przez długą chwilę, a potem jakimś drżącym, nieśmiałym głosem rzucił, nie patrząc w rozradowane oczy syna:
— Cały świat stoi teraz otworem przed tobą, Fangu...
Młodzieniec objął ojca i z siłą przycisnął go do piersi, mówiąc:
— Przybyłem tu, ojcze, aby pracować wśród moich czarnych braci! Będę leczył ich, oświecał i bronił, jeżeli ktoś się waży skrzywdzić ich!
Strona:F. A. Ossendowski - Afryka.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.