i w pachwinie, robiąc we własnem ciele niewidoczną na zewnątrz kieszeń, w której ukrywali diamenty.
Tem się objaśniały panujące tu ohydne, poniżające człowieka obyczaje, jak używanie oleju rycynowego, nieustanne rewizje osobiste, przebywanie na zamkniętej zawsze przestrzeni i niemal całkowite pozbawienie wolności.
Takie życie obmierzło do reszty Polakowi. Wszystko się burzyło w nim i buntowało przeciwko takiemu istnieniu. Nieraz zadawał sobie pytanie, co jest lepsze — ciężka, źle opłacana praca w kopalniach węgla lub dozorowanie strusi, czy też dobry zarobek w Kimberley i ciągłe uczucie wstydu i poniżenia?
Niewiadomo, jak długo wytrzymałby Skalski w tem diamentowem więzieniu, opasanem śmiercionośnem ogrodzeniem, a rządzonem przez dozorców z rewolwerami w ręku i felczerów, przemocą wlewających każdemu miarkę rycyny. Cała ta sprawa rozstrzygnęła się raptownie i ostatecznie.
Pewnego razu Skalski stał i liczył toczące się przed nim wózki z piaskiem. Wzrok jego padł nagle na jakiś błyszczący odłamek kamienia, poplamionego żółtą gliną.
Dogonił wózek i porwał kamyk. Położył go na dłoni i rozglądał uważnie.
Oczom swoim nie wierzył, ucieszony niezmiernie i zachwycony. Nie wątpił, że w kupie ziemi, żwiru i piasku znalazł duży, jak jajko, diament.
Strona:F. A. Ossendowski - Afryka.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.