i sygnalizacyjnych. Nasze zakłady przemysłowe podniosły urodzajność gleb polskich, wyrzucając na rynek wewnętrzny wszelkie nawozy sztuczne w najwyższym gatunku.
Praca, nie bacząc na opłakany stan kraju, brak gotówki i kredytu, rozbieżność i ukrytą walkę partyjną, szła nieprzerwanie, praca wytężona, ofiarna, nieraz wręcz bohaterska, a wcale nie efektowna i nie reklamowa, a tak dalece skromna, że tylko nieliczne grono ludzi w sprawach gospodarczych zainteresowanych wiedziało o niej. Uwagi ogółu nie przykuwała ona do siebie, gdyż była to praca codzienna, nie bijąca w oczy potęgą rozmachu, jak zbiorowy wysiłek całego narodu, tworzący „cud nad Bałtykiem“ — Gdynię i związaną z nim rozbudowę naszej floty wojennej i handlowej, jeszcze w zestawieniu z flotami potęg morskich nieliczną, a przecież mającą już jak najlepszą o sobie opinię na oceanach i morzach świata.
Od chwili, gdy w Europie zrozumiano wreszcie, iż Niemcy hitlerowskie dążą do zakłócenia spokoju i do nowych zaborów i podbojów, należało zwrócić uwagę nie tylko na to, co, ile i jak się produkuje, ale i na to — gdzie. Należało bowiem pamiętać, że przemysł nasz powinien być nastawiony przede wszystkim na obronę kraju. To też trzeba było najpotrzebniejsze dla tego celu fabryki rozmieścić w miejscu o ile bezpiecznym, o tyle też związanym siecią dróg ze wszystkimi dzielnicami kraju. Dotychczas tak się składało, że największe i najpotrzebniejsze zakłady przemysłowe usadawiały się w zachodnich województwach. Miało to swoje dobre strony dla przedsiębiorstw, a mianowicie — sąsiedztwo z kopalniami węgla, żelaza, cynku, ołowiu i ropy i z zagranicznym rynkiem rozdzielczym na importowane surowce.
Jednak z drugiej strony było to niewygodne z punktu widzenia obronności kraju i gospodarki wewnętrznej.
Nasz wspaniale rozwijający się przemysł na Śląsku, w Zagłębiu Dąbrowskim, a nawet w Łodzi na wypadek wojny okazałby się zagrożonym.
Poza tym przemysł ten był oddalony od najbardziej zniszczonych w czasie wojny światowej województw wschodnich i północno-wschodnich, gdzie towary polskich fabryk docierały w niedostatecznej ilości, pozostawiając znaczną część ludności poza udziałem w zużytkowaniu produkowanych przez przemysł dóbr, bez udziału również tej ludności w samej produkcji w charakterze robotników, co było zagadnieniem niezmiernie ważnym dla zubożałych i przeludnionych wsi tych województw.
Strona:F. A. Ossendowski - Cztery cuda Polski.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.