— Co pan tu robi? — spytał i, dowiedziawszy się, że dawny kolega jest korespondentem wojennym, klepnął go po ramieniu i zawołał:
— Teraz już wiem, wild Henry! To pan jest tym Nesserem, który dał jedyny prawdziwy opis bitwy pod Monsem i nie oskarżał angielskiego dowództwa?! Bardzo rad jestem, że to właśnie pan jest moim dawnym kolegą z tego coprawda podłego banczku głupiego Smitsona. Przedstawię pana marszałkowi!
— Dziękuję, drogi Johnie, ale w jaki sposób będę mógł znaleźć pana? — spytał Nesser.
— Gdzie pan stanął? — przerwał mu Anglik.
— W jakimś sklepiku, w spiżarni, tuż za ladą, a tak od niej blisko, że w każdej chwili czuję, co sprzedaje mój gospodarz — naftę, mydło, śledzie czy coś innego, również wonnego! — odpowiedział ze śmiechem reporter.
— O — o! — zawołał Wells. — A więc zgarnij pan swoje manatki i przenoś się do mnie! Mieszkam przy kościele w małym domku. Poznasz go pan odrazu, bo tak jest pomalowany ultramaryną, że aż w oczach świdruje!
W godzinę później Nesser przeniósł się do Wellsa. Nie próżnował ani chwili, bo wnet po wstawieniu walizki do wyznaczonego mu pokoju, wyszedł na miasto. Oglądał wszystko badawczym, wprawnym okiem. Anglicy imponowali mu. Starannie ogoleni, ubrani w nowe mundury, z ciężkiemi karabinami na ramieniu i pakownemi ładownicami, przechdzili miarowym krokiem, kierując się na pozycje lub wyznaczone kwatery. Spokojne, zimne twarze, powściągliwe, bez cienia pośpiechu ruchy; jasny, twardy wzrok; ciche rozmowy — było to całkiem
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/111
Ta strona została przepisana.