— John Wells tu żył jeszcze... I tu... I tu... A tu... John Wells nie żył już...
Obejrzał się i pytał groźnie:
— Tu już przestał żyć?... Przestał żyć?!...
Bezradnym ruchem ręce rozłożył, niby zdumiony bezmiernie, obejrzał się z uśmiechem nieprzytomnym, z wysiłkiem otworzył usta, złapał niemi powietrze i zawołał zdławionym, cienkim głosem:
— Poco? Dlaczego? Kto śmiał?!...
W pobliżu szybkim krokiem przecinała pole kompanja piechoty.
— It’s a long, long way to Tipperary... — dobiegła zwrotka piosnki żołnierskiej.
Z poza rzeki odezwał się i potoczył ciężkiem echem głuchy huk działa. Potwornie potężny młot uderzył w niewidzialne kowadło. Wykuwał śmierć. Wykuwał też myśli. Niby iskry z pod młota miotały się one; jedne zapalały się, inne gasły, pozostawiając po sobie mrok i boleśnie odczuwaną niewiedzę. Tylu już ludzi, z którymi Nesser dzielił się myślami, których widział, słyszał i rozumiał, tylu ich już zmiażdżył młot wojny! Langlois i Mollin... Potomek tych, którzy stali przy stopniach tronu i za to złożyli dumne głowy pod nóż gilotyny... Arystokrata z krwi i kości, a tymczasem prowadził za sobą potomków katów swoich przodków — sankiulotów, o zmienionem przezwisku — syndykalistów. Doszukiwał się w nich tradycyj wojowników z pod Magenty, Arcolu, Austerlitzu i piramid? Widocznie odgadł je, bo oto doszli z nim razem do miejsca, gdzie nagle urwało się ich życie, a skąd rozpoczynała się krwawa, ciernista droga zwycięstwa... Mollin, kapral Mollin! Marzył o socjalnej rewolucji?
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/130
Ta strona została przepisana.