W małej wiosce pod Compiègne, gdzie ukrył swoją pracownię uczony René Gramaud, dość długo nie odczuwano wojny. Wraz z młodym Karolem Gilletem kilku jeszcze wieśniaków powołano do wojska; czytano tu i ówdzie złowróżbne wiadomości z teatru wojny, lecz rolnicy nie zagłębiali się w studjowanie mapy, więc nie pojmowali całej grozy położenia. Bitwy rozgrywały się w Belgji, w Alzacji i innych miejscowościach, gdzie ci prości ludzie nigdy nie bywali. W ich pojęciu wszystkie wypadki działy się gdzieś bardzo daleko i nie budziły obawy.
Trzech tylko bardziej myślących mieszkańców wioski z troską w oczach uważnie odczytywało sprawozdania wojenne i coraz większy niepokój dręczył ich. Ci ludzie rozumieli już plan niemiecki. Niebezpieczny, groźny wróg postanowił skończyć jednym zamachem wojnę na froncie zachodnim, zdobyć Paryż i stamtąd już podyktować warunki pokoju. Operacja wojenna była oparta na prawidłowym w zasadzie efekcie psychologicznym. Utrata Paryża przez Francuzów mogła łatwo nabrać cech porażki moralnej. Zabicie wiary w genjusz wojenny dowództwa i ciężki cios, zadany dumie narodowej, mogły spowodować nastrój zupełnego zgnębienia lub nawet wybuch rewolucji. Szczególniej jeden