Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/136

Ta strona została przepisana.

związane. Jeszcze bardziej zbił z tropu miotającego się w niepewności sanskrytologa ksiądz Chambrun.
Pewnego wieczora, posłyszawszy wynurzenia Gramauda, położył mu na kolanie rękę i rzekł łagodnie:
— Możebyś, kochany przyjacielu, poszedł do kościoła i poprosił Najwyższego o radę i wyprowadzenie ciebie z bezdroża zwątpień?
Gramaud spojrzał na proboszcza zdumionym wzrokiem:
— Co za pomysł?! — zawołał. — Wszak ksiądz wie, że nie jestem wierzącym człowiekiem i że nigdy nie potrzebowałem pomocy Nieba!
— Zwykle tak bywa do czasu... — szepnął ksiądz.
— Hm... do czasu? — mruknął Gramaud. — Do jakiegoż to czasu?
Proboszcz zamyślił się, szukając odpowiedzi.
Wreszcie powiedział:
— To różnie bywa... Jedni potrzebują od Boga rady w sprawach zawiłych i utajonych, drudzy — w chwili poczucia swej winy lub popełnienia ciężkiego grzechu...
— Nie poczuwam się do żadnej winy! — zaprotestował Gramaud z niezwykłem dla niego rozdrażnieniem. — Do żadnej... Jak siebie pamiętam, nikogo nie skrzywdziłem i nikt nigdy nie był na mnie obrażony... Mnie zato kilkakrotnie zadawano ciężkie ciosy, lecz ja nie odpowiadałem na nie ani słowem, ani czynem... Ziemia jest tak mała, życie tak krótkie, że nie warto tracić czasu ani na miłość, ani na nienawiść... Elisé Reclus za tę myśl zasłynął jako wielki mędrzec! Jest to tymczasem stara hinduska myśl, zrodzona na jakie cztery tysiące lat przed naszą erą.