pełna zimnego okrucieństwa, a ujęta w formę prawa i uświęcona przez paragrafy tego lub innego kodeksu. Nie wiedział, nie myślał zresztą o tem, dla kogo pracuje sam — uporczywie i sumiennie, odczytując, komentując i wprowadzając w łańcuch dziejowy człowieczeństwa wszystkie te teksty, pojedyńcze napisy, wizerunki bogów, bohaterów, mędrców i królów.
— Arystokracja wiedzy! — przypomniał sobie Gramaud niespodziewane określenie księdza Chambruna. — Prawda! Arystokracja wiedzy... Czy ludziom potrzebne są wersety Wedy, teksty ksiąg bramińskich, odczytanie asyryjskiego prawa Hamurabiego, studja nad kulturą Maya, odnalezienie i odcyfrowanie papyrusów z grobowców faraonów? Na półtora miljarda ludzkości pięciuset wybranych zaledwie będzie o tem wiedziało, a pozostałe setki miljonów nigdy nie posłyszą o tem i nic na tem nie stracą... — Bezużyteczne, niepotrzebne nikomu, pasorzytnicze życie moje!... — myślał z goryczą i niemal wstydem Gramaud. — Jestem słabym tchórzem, kryjącym głowę przed prawdziwem życiem! Nie krzywdzę nikogo, bo nie mam sposobności czy odwagi, bo stoję na uboczu, nie potrzebuję występować na pole walki o byt. Ci znużeni, znękani ludzie oddają część swego potu i krwi, aby rząd mógł opłacać moje prace nad niepotrzebnemi zagadnieniami...
Zwątpienie i wyrzuty sumienia człowieka, wyrwanego nagle z długiego półsnu, żmudnych dociekań i skrupulatnej, drobiazgowej pracy, dręczyły i gnębiły Gramauda. Potrzebował pomocy i rady. Próba rozmowy z księdzem jeszcze bardziej zaostrzyła wąt-
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/143
Ta strona została przepisana.