zarazem, a kąciki zaciśniętych warg bez przerwy opuszczały mu się i podnosiły, jakgdyby odpowiadały utajonym myślom.
— Prawdziwie lipcowa ulewa! — zawołała jakaś starsza pani do stojącej obok midinetki z pudełkiem od kapeluszy.
— Tak... pani!... — odparła z roztargnieniem dziewczyna, zerkając kokieteryjnie w stronę oficera, który nie spuszczał z niej porozumiewawczego spojrzenia.
Dwaj niemłodzi już panowie, z beznadziejnym wyrazem twarzy śledzący narodziny i śmierć pękających bąbli na chodniku, odruchowo podnieśli oczy na mówiące kobiety. W przelocie wzrok jednego z nich padł na człowieka w szarem palcie i nasuniętym na czoło kapeluszu.
— Widzisz tego osobnika o czerwonej, aroganckiej twarzy? — przyciszonym głosem spytał starszy jegomość.
— Któż to jest? — odpowiedział pytaniem drugi.
— To — ten Nesser, Henryk Nesser, który opublikował w brukowcu „Hałas Ulicy“ szereg skandalicznych feljetonów pod tytułem: „Dobre obyczaje rodziny Sauvier“...
— Ohyda! Czytałem to i, jako prawnik, oczekiwałem procesu sądowego o oszczerstwo w prasie! — ze szczerem oburzeniem przerwał mu przyjaciel.
— Wszyscy się tego spodziewali, lecz my dziennikarze wiemy, kim jest Henryk Nesser. Ten typ zagroził rodzinie Sauvierów opublikowaniem poufnych listów pani domu, no... i szczęśliwie doprowadził do końca drukowanie swoich feljetonów. Zuchwały szantaż! — syknął stary dziennikarz.
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/16
Ta strona została skorygowana.