setki piechurów generała Focha, poległych w bagnach Saint-Gond! Nie! Nie! Oni zginęli, wszyscy, wszyscy za pewną myśl, za porywającą ich ideę... Eh! poco ja to wszystko wam mówię, wam — chamom handlującym?! Pociąg się właśnie zatrzymuje, wychodźcie natychmiast, bo...
Stanął w groźnej postawie i, patrząc z pogardą na przerażonych i wściekłych kupców, mruknął ponuro:
— N-no!
— Jak śmiesz... — zaczął seplenić blady młodzieniec, zaciskając piegowate pięści.
— N-no! — powtórzył Nesser. — Nie zechcecie chyba, żebym zawołał żołnierzy i opowiedział im o waszem pobożnem życzeniu, aby ich jaknajdłużej szarpały granaty i szrapnele, pokotem kładły kulomioty? Szmaty by się z was pozostały! Właściwie powinienbym był to zrobić... N-no, precz stąd!
Jeden po drugim wynosili się, jak pobite psy, oglądając się z trwogą i bezsilną wściekłością. Nesser, nie mogąc pozbyć się nieopuszczającego go nigdy szyderstwa względem siebie samego i przykrego uczucia nieświadomości tego, co się w nim budziło teraz coraz częściej, zaczął śmiać się złośliwie. Jednak śmiech jego stawał się z każdą chwilą spokojniejszym, a nawet zabrzmiał wkrótce szczerą wesołością.
— Niech te szelmy posiedzą tu do jutra, bo innego pociągu dziś do Paryża nie będzie! Cha! cha! cha!
Młoda dama, przerażona narazie nieoczekiwanem zajściem, po wyjściu kupców uśmiechnęła się.
— E-h? — spytał reporter. — Pani się śmieje? O, nie! Proszę być poważną i dobrze zapamiętać to, co zaszło, a niech pani nie zapomni opowiedzieć
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/166
Ta strona została przepisana.