jakgdyby wczoraj opuścił go. Jednocześnie czuł, że gdyby już tu nigdy nie powrócił, to ktoś inny, taksamo obojętny dla szafy, łóżka, biurka i fotelu, zamieszkałby w tym pokoju, nie zadając sobie trudu przyjrzeć się tapetom, barwie i rysunkowi kobierca oraz dwum kolorowym angielskim sztychom, zawieszonym na ścianie. Mógłby był nawet nie spostrzec, że jeden z nich miał stłuczone szkło. Nesser przekonał się o tem dopiero po roku i zupełnie przypadkowo. Wtedy to właśnie po raz drugi przyszła mu myśl, że przedmioty martwe są trwalsze od ludzi.
— Dawno będę leżał w grobie, być może, i już nic z mego ciała nie pozostanie, — myślał, — a ten sztych i nawet ta szczelina na szkle pozostaną bez zmiany. Nikt nie będzie wiedział, że oto patrzę teraz na nie i mam takie smutne dla pychy ludzkiej refleksje!
Usiadł przy biurku i oparł głowę na rękach. Czuł się zupełnie źle. Jakaś nigdy przedtem niedoświadczana tęsknota dręczyła go. Wszystko wydało mu się przerażająco obcem dokoła. Myśl mimowoli powracała na front, gdzie całe otoczenie zmieniało się ciągle, jak w kalejdoskopie — okolice, ludzie, wypadki, życie... śmierć. Jeszcze i coś innego przywiązywało go tam do idących na śmierć ludzi. Długo nie rozumiał tego, nie mogąc uświadomić sobie należycie i sformułować ściśle. Cóż go tam spotkało tak bardzo drogiego, zrozumiałego i jasnego, a podobnego do oczu dziecięcych?
Zapomniał o niewypakowanej walizce, nie zrzucił nawet palta i kapelusza. Nie podnosząc głowy, myślał uporczywie. Wreszcie roztargniony uśmiech przewinął mu się po twarzy.
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/177
Ta strona została przepisana.