Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/201

Ta strona została przepisana.

— Hurra! — rozległy się nagle krzyki dzieciaków, które pobiegły ku bramie parkowej, wymachując chorągiewkami i szablami. — Hurra!
Reporter spojrzał i znowu śmiać się zaczął. Główną aleją maszerowało pięciu chłopców, ubranych w szaro-zielone mundury i czapki angielskie. Długie, proste pałasze wlokły się z brzękiem po ziemi.
— Hurra! Przybywają angielskie posiłki! Niech żyje French! Hurra, Haig!
Zabawa rozpoczęła się z nowem ożywieniem. Jeden z przebiegających chłopców poznał Nessera i stanął przed nim.
— Monsieur! — rzekł, rumieniąc się. — Monsieur długo nie przychodził do parku...
— Byłem na wojnie, mój mały przyjacielu, — odpowiedział reporter.
— Pan się też bił?! — zawołał chłopak radosnym głosem. — Może pan otrzymał ranę i został udekorowany medalem?
— Nie, mój mały, byłem tam, aby opisać wojnę w dzienniku...
— O — o! — krzywiąc usta i pogardliwie wzruszając ramionami, szepnął chłopak, — to inna rzecz! A mój tatuś był na wojnie i został zabity!...
Wymówił to ze smutkiem, lecz i z dumą zarazem. Wysoko podniósł głowę i jakimś majestatycznym ruchem dotknął żałobnej opaski na rękawie kurteczki.
— Tatuś poległ na polu chwały podczas ataku na bagnety! — dodał z jarzącemi się oczami. — Jakie to piękne!
Nesser milczał. Przed oczami zamajaczyło mu pole, biegnące szeregi niebieskich strzelców... Kapitan Langlois. On też padł podczas ataku na ba-