— Panie Nesser!... — mruknął nieznajomy. — Pan mnie nie poznaje? Jestem Paweł Mouche... „Jednooki Paweł“...
— Ach! — zawołał reporter. — Z jakiegoż to więzienia wyfrunąłeś, luby ptaszku? Opowiadaj!
Istotnie znał tego człowieka. Był to typ, spotykany wyłącznie po wielkich miastach, gdzie i tacy ludzie bywają czasem potrzebni. Z czego żył i co dla podtrzymania swojej olbrzymiej osoby robił Mouche tego nikt oprócz policji i prokuratora, nie wiedział. Nesser poznał go podczas swoich profesjonalnych wypraw reporterskich, gdy szedł śladami zbrodni, na swoją rękę prowadząc niekiedy śledztwo lub pościg za zbrodniarzami. Posługiwał się Pawłem Mouche kilkakrotnie, jako szpiegiem, lub psem, tropiącym zdobycz. Tymczasem Mouche ostrożnie odchrząknął i mruknął:
— Przed rokiem nadarzyła mi się sposobność zarobienia znaczniejszej sumki... Powiodło się, ale „granatowe mundury“ coś tam zwęszyły i zbyt uprzejmie opiekowały się mną, oka ze mnie nie spuszczając. Zrozumiałem, że zanadto im się podobam. Wykombinowałem więc paszport obywatela szwajcarskiego i przez ten piękny kraj machnąłem do Niemiec... Aż tu wojna... Ja — myk do Szwajcarji... a tu znowu ogłoszenie mobilizacji dla Francuzów... Przyjechałem, aby nie być dezerterem... zamierzam wstąpić do wojska, ale obawiam się, że „granatowe mundury“ wolą, abym przedtem powędrował do ula. Nie wiem, co mam robić ze swoim paszportem szwajcarskim i jak uniknąć kratek, bo, przecież, pan wie, panie Nesser, że „Jednooki Paweł“ nie jest ptaszkiem i nie może siedzieć w klatce, w takim czasie zwłaszcza...
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/220
Ta strona została przepisana.