— Przyszliście do mnie, Mouche, abym wam pomógł zaciągnąć się do armji? — przerwał mu reporter.
— Niby tak, jeżeli pan będzie taki uprzejmy... — zamruczał znowu drab.
— Zrobione, ale pod jednym warunkiem! Musicie mi, przyjacielu, podarować wasz paszport. Resztę biorę na siebie — rzekł Nesser, którego bystry umysł jął snuć zuchwały plan.
— Ależ, panie, jest to najlżejszy z warunków! — zawołał Mouche. — Chodzę z tym przeklętym paszportem i drżę, jak owczy ogon, że mnie z nim przyłapią, no i...
— Posiedźcie tu, za chwilę powrócę i pojedziemy razem — rzekł Nesser i wyszedł z poczekalni.
— Panie Rumeur, — zawołał, wchodząc do gabinetu redaktora, — nasz plan uległ zasadniczej zmianie! Nie jadę już do Rosji!
— Oj! — jęknął redaktor, a łysa głowa jego w okamgnieniu okryła się potem. — Oj! Cóż się stało? Pan mnie ciągle przeraża... Zapowiadał się taki świetny interes z tą Rosją i nagle — klapa! Cóż to wpłynęło w tak gwałtowny sposób na decyzję pana, drogi przyjacielu? Taki cios! Taki cios! Jest to niepowetowana strata dla „Hałasu Ulicy“.
— Niech szef nie przesadza i nie rozpacza!... — uspokoił go reporter i usiadł obok Rumeura. — Mam inny jeszcze bardziej wspaniały, „sensacyjny“ plan. Muszę jednak zmienić nieco warunki mojej umowy z „Hałasem Ulicy“ lub przenieść się do innego dziennika. Nie wątpię, że wszędzie zostanę przyjęty gościnnie wraz z mojemi warunkami. Jak pan sądzi, panie Rumeur?
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/221
Ta strona została przepisana.