Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/224

Ta strona została przepisana.

Pan Rumeur targnął głową, podejrzliwie łypnął okiem na korespondenta i mruknął:
— No tak... tak... oczywiście...
— Jan Berget jest najuczciwszym człowiekiem na świecie! — dodał reporter.
— W takim razie ma u mnie posadę, — potwierdził redaktor.
— Będzie jej potrzebował dopiero za pół roku, szefie; tymczasem leczy się w Nicei.
— Bardzo dobrze się składa, bo właśnie na wiosnę zacznę robić zapasy materjałów... Kupuję nawet fabrykę papieru dla „Hałasu Ulicy“. Płyniemy całą parą, mój drogi! Całą parą!
— Cóż to dopiero będzie po feljetonach z Berlina, a i później, jeżeli mnie gdzieś nie powieszą, — z Rosji?! — zapytał korespondent.
— Mój Boże! — szepnął Rumeur. — Co za szczęśliwy traf, że pan wtedy zatelefonował do mnie! Zawdzięczam panu rozwój i niebywały rozkwit mego pisma. Niech pan mi wierzy, kochany Nesser, że stary Rumeur umie być wdzięcznym, o umie!
— Dziękuję panu — odpowiedział reporter, ściskając dłoń szefa, — a proszę pamiętać, że ja też umiem pracować dla przyjaciół!
Pożegnawszy redaktora, Nesser wsadził Pawła Mouche do taksówki i pojechał z nim do ministerstwa wojny. Sprawa draba w kraciastym garniturze była szybko i pomyślnie załatwiona. Reporter, zaopatrzony w niezbędne papiery, odwiózł go do swego hotelu.
— No, a teraz znikniesz, bracie, z oczu swoich przyjaciół w granatowych mundurach, jak kamień na dnie morza! Pojedziesz ze mną do Szwajcarji,