Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/227

Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ IX.

W Berlinie, w biurze hotelu „Korona“, wychodzącym na ogród zoologiczny, toczyła się ożywiona rozmowa. Komisarz policji, dwu wywiadowców i dwu przybyłych z zagranicy cudzoziemców przyglądali się sobie bacznie i nieufnie.
— Panowie twierdzicie, że przyjeżdżacie z Szwajcarji? — pytał komisarz surowym głosem, badając swoje ofiary i jednocześnie konstatując dłonią, że lewy policzek jego nie został dostatecznie gładko wygolony.
— Nakiwam jutro fryzjerowi! — myślal komisarz i jeszcze surowiej spoglądał na przybyłych cudzoziemców.
Jeden z nich — wysoki, barczysty, o śmiałem, niemal bezczelnem spojrzeniu, odparł, podnosząc ramiona:
— Pan komisarz oglądał nasze paszporty oraz wizę konsulatu niemieckiego w Zurychu, a ci panowie jadą za nami od samej granicy. Mam nadzieję, że nic podejrzanego nie spostrzegli, bo też nic podejrzanego nie było i być nie mogło?
Wywiadowcy, na których wzrokiem wskazał mówiący, — osobniki w jednakowych garniturach i paltach, o jednakowych niespokojnych, biegających oczach, co stanowiło niemal oznaki zawodowe tych panów, kiwnęli potakująco głowami.