— Jestem mężatką! Mam męża i śliczną córeczkę szesnastoletnią. Jednak, czyżby pan przypuszczał, że rodzina osłania człowieka przed katuszami samotności i jej pokus?
— To zależy od wielu okoliczności, o które nie śmiałbym pytać, nie będąc spowiednikiem pani, — odparł szorstko.
— Odpowiem bez pytań! — uśmiechnęła się. — Okoliczności mego życia są stworzone do udręki samotności!
Umilkła. Nesser postanowił nie podtrzymywać dalszej rozmowy.
Po chwili pani Sauvier wyciągnęła do niego dłoń i rzekła swobodnie:
— Będę rada, jeżeli pan zechce kiedykolwiek odwiedzić mnie... naprzykład, w chwili, gdy samotność stanie się zbyt dokuczliwą. Doprawdy znajdzie pan u mnie dużo ciepła i współczucia dla siebie! Rozumiem gorycz samotności! Nie wiem, co mnie skłoniło do zbliżenia się do pana... zdaje mi się, że było to podświadome przeświadczenie, że jesteśmy upieczeni z jednego ciasta... Oto — mój bilet wizytowy.
— Pani zbyt łaskawa... — ukłonił się dziennikarz z drwiącym grymasem na twarzy. — W każdym razie dziękuję!
Rozstali się, a Nesser po skończonym procesie wykonał szybki i ścisły rekonesans, nietrudny zresztą dla dziennikarza o rozległych stosunkach w policji i w różnych warstwach społecznych, włącznie do przeróżnych legowisk i wstrętnych spelunek. Zgromadzone przez niego wiadomości o rodzinie państwa Sauvier nie odsłoniły mu tajemnicy tak niezwykłej
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/24
Ta strona została przepisana.