Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/245

Ta strona została przepisana.

Robię szkice i dobrze je sprzedaję, bo fachowi malarze nie chcą narażać swego życia i rysują z wyobraźni, a wojna to już nic wspólnego z najbujniejszą nawet fantazją nie ma! Bitwę trzeba widzieć, wczuć się w nią, zrozumieć wszystko!...
Nesser długo oglądał szkice Browna i, zwracając mu album, zauważył:
— Bardzo piękne rzeczy i prawdziwe! Te ciała poległych, które same wciskają się w ziemię, płaszczą na jej powierzchni, jak galareta; te szmaty, pozostające z ludzi zdrowych, wesołych, pełnych porywu, nawet, być może, genjalności, są wyśmienite! Tego na żadnym obrazie największych mistrzów nie widziałem! Nigdy!
Szwed podniósł głowę i uważnie słuchał.
— Człowiek — chytra bestja! — zaśmiał się Brown, chowając swój szkicownik. — Gdy przestał być żywą istotą, zamienia się w kupę szmat (dobrze pan to podpatrzył!), jakgdyby chciał rzec: „No, już zrobiliście swoje i dajcie mi teraz święty spokój!“
— Zrobiliście swoje? — powtórzył Nesser i, blednąc, zapytał: — A więc w XX-ym wieku zadaniem ludzi cywilizowanych jest mord? Mord, z którym trzeba się pogodzić?!
Amerykanie spoważnieli i siedzieli w zamyśleniu.
— To, co się teraz dzieje, jest wstrętne i straszne! — mówił coraz bardziej zapalając się Nesser, czując, że ponosi go oburzenie. — Ludzie szukają w głębi dusz i mózgów jakichś odruchów dawno przeżytych wieków, jakichś skrawków myśli, budzących odwagę, potrzebę bohaterstwa — są to męczennicy, szmaty ludzkie, które mówią: „zrobiliście swoje i dajcie mi teraz spokój!“ Lecz ci, którzy rozmio-