Tymczasem bitwa we Flandrji, tocząca się w październiku 1914 roku dla ułatwienia „marszu na Calais“ i napadu na Anglję w jej własnem „legowisku“, przechodziła w wielką zgiełkliwą „bijatykę“. Francuzi nazwali ją „melée des Flandres“. Była to bardzo trafna nazwa, zabawna, lecz budząca niepokój. Nesser, objeżdżając front niemiecki nad Izerą i przyglądając się zbliska wzajemnemu tępieniu się miljona ludzi różnych ras i barw, zrozumiał teraz to zmaganie się wściekłe, trwające cały miesiąc. Przed oczami jego odgrywała się olbrzymia, fantastyczna tragedja, przesuwał się film o straszliwem napięciu akcji, wstrząsających epizodach i przerażających dekoracjach.
Na tle mglistego, jesiennego nieba, osłoniętego powłoką nigdy nie opadających chmur dymów armatnich, rzygały ogniem wybuchające olbrzymie pociski, miotały się żagwie pożarów; padały wysmukłe, strzeliste wieże kościołów i gmachy gotyckie, które przetrwały stulecia, a w tej chwili ponurego szału rozpryskiwały się w gruzy; kładły się pokotem lasy, ścięte szrapnelami; znikały wioski i miasteczka; każda piędź ziemi ociekała krwią, na każdym metrze powierzchni tego skrawka spokojnej od wieków, pracowitej Flamandji wyrastał grób po grobie. Nesser, przyglądając się bitwie, chwytał się nieraz za głowę i pytał bezdźwięcznym głosem:
— Skąd ten obłęd okrucieństwa i pęd do zniszczenia?!
Burzono wszystko dokoła, nie oszczędzano niczego. Historję, sztukę, kulturę — wszystko to rzucono na łup szalejącej wojny. Zresztą, czyż mogli walczący przeciwnicy oszczędzać dawne zabytki ja-
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/256
Ta strona została przepisana.