Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/258

Ta strona została przepisana.

kleństwo. Nie spostrzegały tych zjaw ponurych wojska przeciwników i walczyły z nowym wybuchem sił i zaciętości.
„Domek przewoźnika“, od pierwszego dnia wojny leżący w gruzach! Ileż tysięcy młodych istnień zgasło przed potrzaskanemi, okopconemi murami tej nory śmierci? Ileż krwi wsiąkło w ścieżkę, wydeptaną niegdyś stopami nieznanego przewoźnika i w stratowane klomby małego ogródka, w którym nawet zdziebełka trawy nie pozostało? Ileż wysiłków nadludzkich, polotu myśli, porywów bohaterstwa rozbiło się o te kawałki rozmiotanego dokoła tynku? Z takim uporem nie walczono chyba nawet o Kartaginę, ani o pałac królewski w Babylonie, ani nawet o stolicę Francji — Paryż. Inne bowiem rzeczy nabierały nagle zagadkowego a tragicznego znaczenia...
Belgowie, broniąc się zażarcie pod dowództwem generała Urbala, nie cofnęli się przed zniszczeniem szluzów koło Nieuportu, zatopiwszy olbrzymią przestrzeń. Niemcy przewidywali plan belgijski i zasypywali pociskami dostęp do rzeki, lecz belgijscy saperzy dokonali największego dzieła zniszczenia, wysadzając tamy. Przez wieki całe walczył pracowity naród flamandzki z morzem, odbierając mu ziemię urodzajną — metr po metrze. Przed 500 laty zakończył tę pracę potężną i zawładnął dawnem dnem morza, zwiększając obszar swego państwa. W te dni październikowe jednym zamachem zburzono wielkie dzieło minionych pokoleń, broniąc nie ziemi ojców, lecz idei prawa, rzeczy oderwanej, nieuchwytnej, ale droższej od bogactwa, szczęścia, droższej od życia nawet. Ostry, skrwawiony lemiesz pługu wojny