Hrabia Stakelberg prowadził najbliższą od schroniska sztabu kompanję. Przy nim szedł, jak cień, trębacz i rzucał w zgiełk i chaos jękliwe, drapieżne sygnały. Zboku, odwalając bagnetem pruskiego żołnierza, przypadł do niego Hindus. Zawój spadł mu z głowy i powiewał na ramionach. Czarne, faliste włosy zjeżały się, oczy pałały. Podbiegł, zakręcił karabin młyńcem i z zamachem uderzył w trąbkę, krusząc zęby i wbijając metal w usta żołnierza. Porucznik, trzymający rewolwer przy udzie, strzelił. Hindus, ugodzony w brzuch zachwiał się, lecz po chwili wyciągnął długie ręce i objął niemi oficera. Nie miał jednak sił i zawisł na nim, czepiając się jego munduru i pasa. Porucznik usiłował zrzucić z siebie słabnące, lecz kurczowo wczepione, niby szpony drapieżnego ptaka, palce. Podniósł rewolwer i strzelił w głowę Hindusowi. W tej chwili strzelec senegalski porwał styłu oficera, potężnemi ramionami uniósł nad głową i cisnął o ziemię. Skokiem zwierzęcym padł na niego, przycisnął mu pierś kolanem i nożem wodził po gardle, rycząc i śmiejąc się głucho. Uderzony w gruby kark bagnetem, obsunął się na zabitego porucznika i swoją krew murzyńską zmieszał z bluzgającą z przeciętego gardła oficera krwią arystokraty niemieckiego.
Gwardja wyparła przeciwnika za okopy, za miasteczko. Nadbiegli ponownie wirtemberczycy; trzy bataljony rezerwy szły już w ogień. Z nową siłą ryknęły działa francuskie, szczekać jęły kulomioty z okopów angielskich, odcinając atakującym odwrót i wstrzymując nadążające ku Messines posiłki. Znowu rozgorzała, rozszalała się bitwa. Cofali się Niemcy, wypierani z miasteczka przez płomiennych,
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/267
Ta strona została przepisana.