Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/272

Ta strona została przepisana.



ROZDZIAŁ XI.

Na ponurym szlaku „marszu do Calais“ w połowie listopada r. 1914 pozostały ruiny miast, zgliszcza osad, zburzony, w proch obrócony dobytek setek pracowitych pokoleń flamandzkich, a w rozmiękłej, wodą i krwią nasiąkniętej ziemi — półmiljona ciał żołnierskich, poległych w bitwie nad Izerą. Niby pomniki szału i zbrodni pozostały tam kopce mogił, a nad nimi, dosięgając znaczenia nowego godła, — okopcone i na strzępy porwane mury nieznanego przedtem „domku przewoźnika“.
Kajzer odjechał, rozgoryczony niepowodzeniem swego planu. Armja niemiecka ukryła się w okopach, przygotowanych do długiej, uporczywej wojny pozycyjnej. Dziennikarze opuścili teren Flandrji i powrócili do Berlina. Wypoczywali, nie mogąc zrzucić z siebie odczuwanego ciągle przerażenia przed koszmarem mordu.
— Jeżeli istnieje Bóg, to cóż odpowiedzą Mu polegli niemieccy żołnierze, gdy zapyta ich, zaco zabijali innych i w imię czego umierali? — spytał pewnego razu Nesser, dotykając ramienia Rabbita, gdy siedzieli już w hotelu „Korona“.
Amerykanin nachmurzył czoło i odparł po namyśle:
— Czynili to, aby zabezpieczyć swojej ojczyźnie panowanie nad innemi ludami.
Nesser potrząsnął głową: