— Hallo, hallo, drogi Rabbit! O, Mr. Bunge! — spostrzegając wchodzących kolegów, wołał ucieszony Willy Brown. — Co słyszę?! Czyniłeś mi, my boy, gorzkie wyrzuty, że jestem warjatem i dobrowolnie włażę pod kule, a tymczasem... Poor devil! Gdy czytałem opis waszej eskapady, to myślałem, że Mr. Bunge jest stuprocentowym szaleńcem, a ty my dear, co najmniej 80-procentowym.
— Nie można było inaczej! — odparł Rabbit. — Nie mogłem pozwolić na to, aby nasz szwajcarski kolega nie doniósł rannych Bawarczyków do schroniska!
— Konsekwentny człowiek z pana, panie Bunge! — rzekł cicho Szwed. — Pamiętam naszą pierwszą rozmowę.
Silnie potrząsnął rękę Nessera, który tym razem nie odpowiedział wedle swego zwyczaju — szyderczym uśmiechem, mrożącym wszelką szczerość i uczucie, tylko spojrzał na niego poważnie i porozumiewawczo. Brown tymczasem obszernie opowiadał o wypadkach w Szampanji.
Szwedzki korespondent, powracający z frontu wschodniego, referował stan rzeczy na terenie Polski, gdzie Hindenburg po klęsce generała Dankla i arcyksięcia Józefa-Ferdynanda został mianowany naczelnym wodzem całego „Ober-Ostu“. Korespondent duńskich dzienników zachwycał się głośno niezwykłą wyprawą morską, przedsięwziętą przez niemieckie krążowniki „Goeben“ i „Breslau“.
— „Goeben“ stał się panem mórz! — wołał Duńczyk. — Francuskie i włoskie okręty nie ośmielają się wydać mu bitwy! O, aljanci wiedzą dobrze, że ich zuchwały przeciwnik posiada dziesięć armat
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/276
Ta strona została przepisana.