— Towarzysze! — wrzeszczał robotnik. — Śmierć kapitalistom! Niech żyje międzynarodówka!
Oficer podbiegł do niego i, uderzywszy w twarz, obalił go na bruk.
— Biją! Biją! — zawył tłum, skłębił się i w swych ruchomych falach zacisnął żołnierzy. Oficer wystrzelił w powietrze. Z bocznej ulicy całym pędem wypadła policja konna. Jeźdźcy płazowali tłum. Rozległ się ryk i wycie przerażonych i rozwścieczonych ludzi. Mignęły w powietrzu kije, zawarczały i głucho uderzały ciskane kamienie. Tupot biegnących nóg, świst szabel, chrapanie koni, szczęk kopyt, ciężkie ciosy kolb, krzyki, jęki i przekleństwa przelewały się wzdłuż ulicy. Tłum, podzielony na części i odparty przez policję, rozpraszał się w ponurym popłochu.
Oficer natychmiast skorzystał z tego i wydał rozkaz. Zahuczały bębny, rozległy się słowa przerwanej pieśni i miarowy krok maszerujących ludzi. Już oddział wychodził z Moabitu, gdy na jezdnię wybiegła niemłoda kobieta o powichrzonych włosach i bladej twarzy, zniszczonej chorobami i łzami. Trzymając się kurczowo spódnicy, tuliło się do niej dwoje dzieci, wylękłych, drżących, o ostrych oczach dzikich, drapieżnych zwierzątek. Kobieta stanęła z rozkrzyżowanemi rękami przed maszerującym oddziałem i patrzyła na zbliżających się ludzi twardym, groźnym wzrokiem.
— Towarzysze! — krzyknęła przeraźliwym głosem. — Towarzysze! Burżuje i ich rząd posłali mego męża na śmierć, a mnie wraz z sierotami skazali na głód i mękę! Czyż chcecie, żeby to spotkało i wasze matki, żony i dzieci? Towarzysze! Precz z wojną! Precz z rządem pijących naszą krew kapitalistów!
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/288
Ta strona została przepisana.