trwogę. Na bieżący tydzień nie miał feljetonu od swego korespondenta wojennego. Pewnego razu podano mu bilet wizytowy, na którym stało: Juljusz Verne, dziennikarz.
— Prosić! Prosić! — zawołał Rumeur do woźnego i uśmiechnął się z zadowoleniem. Nie wątpił, że redakcja któregoś z pism przysłała współpracownika z prośbą o upoważnienie na przedruk feljetonów Nessera. Wszedł wysoki, przygarbiony, ponury osobnik o mocno powichrzonych włosach i o oku, pociągniętem bielmem.
— Czem mogę służyć, kolego? — uprzejmie zapytał go Rumeur.
— Źle, panie redaktorze, bardzo źle! — mruknął gość. — Henryk Nesser przepadł w Niemczęch bez wieści...
— Szpieg!... — pomyślał szef „Hałasu Ulicy“ i postanowił być bardzo przebiegłym, aby nie zaplątać się w sidłach.
— O kim pan mówi — nie rozumiem? — spytał z udanym spokojem.
Juljusz Verne wstał i poufale klepnął Rumeura po ramieniu.
— Nie udawaj, mój stary! Wiesz o kim mówię, a ja też wszystko wiem, bo to ja z Genewy posyłałem do „Hałasu“ korespondencje Nessera. Jestem... Paweł Mouche, sekretarz „Echa Jezior“, — „Jednooki Paweł“. To ja drukowałem w tym świstku niewinne korespondencje szwajcarskiego dziennikarza Bunge. Cha — cha — cha!
— Cyt!... — syknął Rumeur i odczuwany od kilku dni niepokój przeszedł nagle w strach. — Jakie masz pan wieści o Nesserze?
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/293
Ta strona została przepisana.