Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/302

Ta strona została przepisana.

— Tak, panie! — odparł młody dziennikarz. — Nie wątpię, że Rosja stacza się ku rewolucji. Obecny stan przetrwa jeszcze rok, — najdłużej dwa, lecz Rosja odpadnie wkońcu i stanie się areną wielkich wstrząsów wewnętrznych!
— To — groźne! — zawołał reporter i sam się zdziwił swemu przerażeniu. Co je spowodowało? Przecież, zdawało się, że wszystko szło tak, jak coraz częściej budował to w swej wyobraźni. Myślał teraz, że znalazł się naród, który nie chce wojny z jej koszmarem i nie waha się przed rewolucją, jako protestem przeciwko niemożliwemu stanowi rzeczy. Powinienby więc raczej się cieszyć, a tymczasem zatrwożyła go przepowiednia rodaka. Nie znalazł odpowiedzi na swoje zdumienie, lecz we wspomnieniach jego odżyły postacie Gramauda, księdza Chambruna, kapitana de Langlois, ponurego Bluota i małej, wylękłej Marji Louge, płaczącej nad rannym przyjacielem, niegdyś wesołym, rumianym — Janem Berget. Później nadciągnęły inne wspomnienia — przygarbiona staruszka z parku Luxemburskiego i chłopak z żałobną opaską na rękawie, z pogardą patrzący na niego — dorosłego mężczyznę i korespondenta wojennego.
— To groźne! — powtórzył w zamyśleniu. — Bardzo będę rad skontrolować wrażenia kolegi.
— Pokażę panu Rosję bez maski, bez romantycznej mgiełki, owijającej ją zawsze w opowiadaniach cudzoziemców! O, Rosjanie są od wieków genjalnymi komedjantami! Umieją oni maskować wszelkie uczucia, uśmiechać się, gdy zamierzają dźgnąć nożem, płakać serdecznemi łzami nad ofiarą własnej zbrodni, ubierać w szaty boskości i mistycznego posłannictwa najohydniejsze przejawy swej natury!