monarchów, o nieograniczonej, bezwzględnej władzy. Tłum był jednak odmienny.
W Berlinie wiał zewsząd posłuch, głęboko tkwiący w duszy mieszkańców i uzasadniony narzuconem oddawna i uznanem przeświadczeniem o konieczności i wpływie jego zbawiennym. W stolicy rosyjskiej również dawał się coprawda odczuwać posłuch, — posiadał on jednak inne cechy. Było to ugięcie się przed niczem nie osłoniętą przemocą, co zawsze groźna i wroga wzbudzała powszechną nienawiść. Nesser spostrzegał u przechodniów szydercze lub złe spojrzenia, rzucane na spotykanych oficerów, urzędników, policję, na pałace, a nawet na świątynie.
Nie wyczuwało się tu ani trochę pewności ustalonych form życia, ani karności, osnutej na zaufaniu lub uroku. Nad wszystkiem górowała podejrzliwość, wrogość i strach.
Strach? Nie powodował go jednak człowiek, nie wzbudzały wypadki chociażby najbardziej nawet przerażające. Ten strach sączył się, jak sok jadowity, jak te nacieki na starych murach, sączył się zewsząd — z granitu gmachów, z zamieci śnieżnej, z powietrza, zimną mgłą przesnutego, trzymał wszystkich w nielitościwych szponach, zaglądał w oczy ścinającemi krew w żyłach źrenicami.
Nesser wyczuł ten nastrój wkrótce po przybyciu do stolicy carów. Długo nie mógł wytłumaczyć sobie tego spostrzeżenia, a raczej podświadomego podejrzenia, aż wreszcie Fougères domyślił się, o co chodziło korespondentowi „Hałasu Ulicy“. Uśmiechnął się zagadkowo i powiedział:
— Każdy Rosjanin, czy to książę z domu Rurykowiczów, czy niepiśmienny, półdziki wieśniak, nosi
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/305
Ta strona została przepisana.