Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/308

Ta strona została przepisana.

takie właśnie dni roznamiętnionego szału przed ostateczną zagładą, przepowiedzianą tym miastom!
Ta rozmowa zmusiła Nessera do nowych obserwacyj, Wkrótce spostrzegł niezwykłe napięcie życia stolicy. Wszystko, co żyło, niepomne na porażki na froncie bawiło się i używało, a niczem nieprzykryta rozpusta wyplusnęła bezwstydnie na ulicę. Nesser myślał narazie, że ulega narzuconej mu przez młodego kolegę sugestji o nieuniknionej rewolucji w Rosji. Usiłował być obojętnym obserwatorem, lecz wciąż nasuwały mu się te same niepokojące spostrzeżenia.
Wkrótce po przybyciu do Piotrogrodu zwiedził szpital, utrzymywany przez ambasadę i liczną kolonję francuską. Oprowadzała go po salach siostra miłosierdzia, panna Iwona Briard. Młoda, może 25-letnia, wysoka i zgrabna, była uosobieniem rozbudzonej kobiecości, świadomej swego powabu i żądającej pełni życia. W jej piwnych oczach obok dumnego przeświadczenia o swej piękności zjawiał się chwilami wyraz uległego oczekiwania; świeże usta rozpalało i namiętnie rozchylało pożądanie, zmuszające pierś do falowania niemal burzliwego. Głęboki głos o ciepłych tonach kontraltowych, powolne, jakgdyby leniwe ruchy i skwarny rumieniec bez powodu okrywający piękną, śniadą twarz, świadczyły wymownie o gorącej krwi, burzącej się w tem wspaniałem, silnem ciele. Gdy Nesser przypadkowo skrzyżował z nią spojrzenie, nozdrza rozdęły mu się drapieżnie. Wyprężył pierś i głębiej wciągnął powietrze, jakgdyby w oczekiwaniu walki.
— Mamy w naszym szpitalu samych oficerów z najlepszych rodzin, ludzi wykształconych, — objaśniała panna Briard. — Kocham ich wszystkich!