Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/32

Ta strona została przepisana.

W tej chwili weszła do pokoju panna Margo. Była to ścisła kopja matki, choć w młodszej edycji. Ta sama wyniosła postawa, surowa twarz o rozumnych, pięknych oczach i niewysłowiona, niepasująca do zewnętrznego wyglądu, ujmująca serdeczność i prostota. Nesser spojrzał na nią z ciekawością i przypomniał sobie opowiadanie o „białej lilji“, wydalonej z pensji klasztornej za mistrzostwo w rozpuście.
— Ee, chyba to plotki! — pomyślał prawie z oburzeniem.
Istotnie, dziwnie zrównoważona, dziewiczo spokojna i beztroska postać panny Margo nie zdradzała najmniejszej zmysłowości i zalotności. Jedynie nieco ciężkie i chwilami zbyt przenikliwe spojrzenie piwnych oczu i głęboki, niski głos, świadczyły, że życie nie było może dla tej pięknej dziewczyny absolutną zagadką Sfinksa, a usta jej umiały już wyrażać uczucia gwałtowne i namiętne.
W ten sposób więc zaczęła się znajomość Henryka Nessera z domem państwa Sauvier. Bywał u nich częstym gościem, gdyż zapraszano go na wszystkie przyjęcia. Poznał tam wielu wybitnych i możnych ludzi — dyplomatów cudzoziemskich, kierowników opinji publicznej, uczonych i artystów, a urocza pani domu nigdy nie traktowała skromnego dziennikarza zdawkowo; przeciwnie zawsze znajdywała chwilkę, aby wypytać Nessera o to, co stanowiło treść jego osobistego życia, rzucić mu kilka słów życzliwych i ciepłych. Samotny i nieprzyzwyczajony do troskliwości, którą wyczuwał w słowach pani Sauvier, ku wielkiemu swemu zdumieniu spostrzegł, że gdzieś w głębi jego serca budzi się dla niej coś nakształt wdzięczności i przyjaźni. Nie chciał już analizować