Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/321

Ta strona została przepisana.

w źrenicach. Widział ją tu w słabszym, mniej wyraźnym, coprawda, stopniu, lecz spostrzegał z łatwością niemal na każdym kroku.
Przez następne dwa dni zwiedzał miasto, muzea, biblioteki, składał wizyty w ministerstwie wojny i ambasadzie francuskiej, wyrabiając dla siebie przepustki na front. W sobotę wysłał do Rumeura kolejną paczkę z feljetonami i, siedząc w wygodnym fotelu, z radością myślał o jutrzejszej wizycie u panny Briard. Zaczął czytać jakąś książkę francuską i czuł, że wszystko to, co zajmowało umysły ludzi przed wojną, przed półrokiem zaledwie, stało się nagle niezwykle nudnem ględzeniem sędziwej staruszki, lub sztucznym sentymentalizmem, nikomu już niepotrzebnym. Ziewnął, odłożył książkę i zaczął się rozbierać. Posłyszał wkrótce dzwonek telefonu w przedpokoju, a po chwili głos służącej przy jego drzwiach.
— Proszą pana ze szpitala francuskiego...
Podszedł do aparatu.
— Czy ma pan już wszystkie dokumenty w porządku? — usłyszał głos panny Briard. — Doskonale! Za trzy godziny na front karpacki odchodzi specjalny pociąg francuski z upominkami i materjałem opatrunkowym. Wydelegowano mnie, jako urzędową przedstawicielkę. Jeżeli pan chce, zarezerwuję dla pana miejsce w naszym pociągu. Będzie pan miał sposobność być na samym froncie, bo jedzie z nami francuska misja wojskowa. Chce pan? Bardzo się cieszę, że mogłam okazać panu tę przysługę! Wyjątkowa okazja do obserwacyj nad interesującemi nas objawami! Zresztą, może pan już o tem zapomniał?