Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/328

Ta strona została przepisana.

— Przecież nie zgorszyłem pani? — zaśmiał się złośliwie. — We współczesnej literaturze znajdywała pani niezawodnie jeszcze drażliwsze tematy i drastyczniejsze sceny?
— Poco mi pan opowiadał o tem? — powtórzyła, nie spuszczając z niego wzroku.
Nesser zupełnie niespodziewanie zmieszał się i, pokrywając śmiechem to przykre dla siebie uczucie, przychodzące w tak niestosownej chwili, odpowiedział niemal brutalnie:
— Żeby pani wiedziała, z kim jest zmuszona obcować!
— Czy to potrzebne jest dla pana, czy dla mnie?
— I dla pani i dla mnie! — zaśmiał się. — Nie lubię niejasnych sytuacyj!
Zapanowało kłopotliwe milczenie. Nesser czuł, że panna Briard obmyśla odpowiedź. Nie zawiódł się. Podniosła głowę i powiedziała dobitnie:
— Gdyby pan napisał to wszystko o mężczyźnie, nikt nie napadłby za to na autora, oprócz poszkodowanego, któremu, zresztą, nie odmówiłby pan dania satysfakcji. Natomiast, napisawszy prawdę o kobiecie, naraził pan sobie opinję publiczną. Tak zawsze bywa, niestety! Doprawdy, jakie to potworne i wstrętne, że społeczeństwo otacza jednakową czcią i opieką kobiety uczciwe i szlachetne, a obok — takie „panie Reginy“! Dlaczego sąd ma prawo wywlec na widownię przeszłość bohaterki sensacyjnego mordu, a dziennikarzowi nie wolno dotknąć ukrytych zbrodni, popełnianych codziennie przez „damę z towarzystwa“?
— Jednak byłem bliskim człowiekiem dla pani Sauvier? — zauważył Nesser, śledząc wyrazistą, zarumienioną twarz pięknej dziewczyny.