Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/42

Ta strona została przepisana.

— pewnego dyplomaty i wybitnego deputowanego, których dziennikarz spotykał na rautach w pałacyku Sauvierów. Regina pisała do obydwuch prawie jednobrzmiące listy miłosne, w wyuzdanych barwach malując przeżyte z nimi sceny i jakgdyby lubując się w najbardziej ohydnych, plugawych obrazach i nazwach niezwykłej perwersji. Wkońcu uspokajała zazdrosnych kochanków, robiących jej wyrzuty spowodu Nessera. Śmiała się z ich podejrzeń. Czyż mogłaby się była poniżyć do tego plebeusza, wstrętnego pasorzyta żółtej, żerującej na szantażu prasy, do tego człowieka o poziomej duszy i włochatych łapach rzeźnika, ona — posiadająca najbłękitniejszą krew w żyłach, — i to w chwili, gdy czuje jeszcze dreszcz rozkoszny po namiętnych pieszczotach niezrównanego kochanka, demona uciech miłosnych, mistrza wyuzdania i porywu, jakim jest... Tu następowały zdrobniałe, czułe imiona adresatów i podziękowania za miłe upominki, o których powiadomił ją bank...
Nesser skończył odczytywanie listów i opuścił głowę na złożone na stole ręce. O niczem narazie nie myślał, nie mógł myśleć. Jakiś bezmierny, druzgocący ciężar zwalił mu się na piersi i mózg, zgniótł go i zmiażdżył. Nie czuł nic. Ani bólu, ani goryczy poniżenia, ani rozpaczy. Powoli budził się z odrętwienia, z mroku chwilowej śmierci duszy.
— Kochałem tę kobietę... — wyjąkał, widząc zdumiony wzrok przyjaciela. — O, jakżeż kochałem, po raz pierwszy, każdą kroplą krwi, każdym odruchem serca!...
— Tak! — westchnął agent ze współczuciem. — Ciężki to cios... jednak, lepiej wcześniej niż zapóźno.