Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/44

Ta strona została przepisana.

pliwie — wyszłaby z nią, nie czekając na powrót Nessera. Dziennikarz jednak mimo wszystko był przezorny i ostrożny. Obawiał się wizyty policji. Paczkę ukrył w koszu ze śmieciami, stojącym na schodach. Nie witając zmieszanej i zdumionej Reginy, przyniósł paczkę i oddał jej.
— A teraz proszę mnie opuścić! — wyrzęził przez ściśnięte skurczem gardło.
— Henryku, co to znaczy? — zawołała z niepokojem, usiłując ogarnąć go ramieniem.
Nesser odsunął ją od siebie i ponurym, zimnym głosem mówić począł:
— Czytałem listy pani, wzięte przy rewizji u jej kochanków, którzy posyłali pani miłe upominki przez bank. Pani rozumie teraz? Mógłbym przez zemstę zgubić ciebie i twego szanownego małżonka, wydać was w ręce sprawiedliwości, lecz chcę sam zdeptać was moralnie, poniżyć do krańców pohańbienia! Mam na to prawo, bo w błoto cisnęłaś miłość moją! Podeszłaś mnie... uczyniłaś ze mnie narzędzie szantażu...
— Henryku... — błagała pani Sauvier.
— Nie mam już żadnych skrupułów, aby wywlec wasze życie na światło dzienne i pokazać je w całej ohydzie i nagości wstrętnej światowej prostytucji! Uczynię to!
Tego było za wiele. Estetyczne i arystokratyczne nerwy pięknej pani o „najbłękitniejszej krwi“ nie wytrzymały. Uderzyła go w twarz, wykrzyknęła zrozpaczonym głosem, że jest najbrutalniejszym z Niemców, najpotworniejszym z Anglików, najpodlejszym z Francuzów i wybiegła, zaciskając w rękach tajemniczą paczkę. Był to właśnie ów nierozsądny