Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/47

Ta strona została przepisana.

— Wymagające, przeczulone, nieposiadające żadnych zasad, oprócz wygórowanego o sobie pojęcia, z którego same się w duchu śmieją, narzucając je innym. Nie! Takie damy — to nie dla mnie! Lubię szczerość i racjonalizm! — rozumował Henryk Nesser.
Przypomniawszy sobie to postanowienie, obrzucił pogardliwem spojrzeniem jakąś przechodzącą pod parasolom panią, jakgdyby do niej to właśnie kierował swoją myśl, i automatycznie przeniósł wzrok na przeciwległą stronę ulicy. Przeczytał ogromny złocony szyld: „Dusza dnia“. Uśmiechnął się. Znał redakcję tego dziennika. Trudniąc się reporterką sensacyjną, sprzedawał dorywcze artykuły i feljetony dla „Duszy“. Nigdzie nie pracował stale. Handlował swojem piórem, drukując się tam, gdzie płacono mu najkorzystniej. Licytował się umiejętnie i uparcie, dostarczając towar pierwszorzędnej dla prasy wartości. Wszędzie przyjmowano jego artykuły. Nie szedł nigdy śladami innych dziennikarzy. Dawał tylko to, czego oni zwęszyć nie potrafili, lub oświetlał znane wypadki pod całkiem niespodziewanym a zawsze głębszym i dziwnie niepokojącym kątem widzenia. Chełpił się z tego, że nie posiadał żadnej moralności i nie krępował się żadnemi skrupułami. Jedyną moralnością Henryka Nessera stała się sztuka niezależnego życia. Brak wszelkich zasad zabezpieczył mu najlepsze zastosowanie jego zdolności w prasie codziennej.
Nesser potrafiłby (i robił to zresztą kilkakrotnie) z niezwykłą szczerością, entuzjazmem i łatwością napisać feljeton na dowolny temat dla skrajnie syndykalistycznego świstka, przemycanego pota-