Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/54

Ta strona została przepisana.

pana. W tej formie, to nie było świństwo. Stało się takiem dopiero po wałkowaniu, lubowaniu się sensacją, po dodatkach redakcyjnych, krzykliwych, soczystych nagłówkach pomysłu pana... Brudami i grzechami, zebranemi przeze mnie, napełnił pan błyskotliwy puhar, ozdobił, oświetlił różnokolorowemi żarówkami i wystawił na sprzedaż. Wtedy to wszystko nabrało cech świństwa i to świństwa najgorszego!
— Jak pan śmie?!... — oburzył się Rumeur.
— O ile mogę sądzić, — przerwał mu Nesser, — pan redaktor jest dostatecznie poinformowany, że nie choruję na brak śmiałości?
— Tak, ale...
— Panie Rumeur, nie zmuszaj mnie pan do śmiechu swojem oburzeniem! Ja mam poważne sprawy do omówienia, więc do żartów w tej chwili nie czuję najmniejszego usposobienia!... Niech pan się skupi, panie Rumeur! Czy pamięta pan, co panu przyniosło owe „świństwo“, związane z mojemi feljetonami o Sauvier?
— Owszem... owszem... — mruknął redaktor. — Kilkaset numerów pism, sprzedawanych ponad zwykłą normę...
— Kilka tysięcy — chciał pan powiedzieć, panie Rumeur, — poprawił go Nesser. — Podczas naszych rozmów, należy być zawsze zupełnie ścisłym. Uprzedzam pana...
— Słucham i... obiecuję poprawę! — zaśmiał się redaktor. — Zaczyna mnie intrygować tajemniczość i solidność pana, drogi panie Nesser. Doprawdy...
— Nie odpowiedział mi pan na moje pytanie wyczerpująco — ciągnął reporter. — O ile słyszałem