Nagle z wierzchołka stojącego samotnie drzewa bez szmeru zleciał jastrząb. Płynął w powietrzu na rozpostartych, sztywnych skrzydłach, do rzuconego blatu żelaznego podobny. Zniżył się do ziemi, zatrzepotał i wyprężył długie, drapieżne nogi. Zatrzymał się na jedno mgnienie oka, zaledwie dotknąwszy trawy szponami chwytnych nóg, a w chwilę potem już bił powietrze silnemi skrzydłami i podnosił się ociężale, unosząc zdobycz. Skierował się właśnie w stronę siedzących bez ruchu ludzi. Już przelatywał nad nimi, już czarny cień jego sunął po połyskującej w słońcu trawie, gdy nagle mignęło blade, przenikliwe światło, rozległ się ogłuszający trzask piorunu, a po nim głuchy, gniewny huk grzmotu. Jastrząb trwożnie załopotał skrzydłami i rozprężył wyciągnięte nogi. Mała, czarna kulka, jak ciśnięty z procy kamień, spadła o trzy kroki przed Nesserem. Pochylił się, aby jej się lepiej przyjrzeć. Zobaczył mysz polną. Miała rozpruty szponami brzuszek. Drgnęła kilkoma gwałtownemi ruchami łapek i zesztywniała.
Nesser przymknął oczy, bo raziły go mieniące się na falach, jarzące, ostre połyski słoneczne. Gdy spojrzał znowu, — białe, skłębione obłoki pędziły wysoko, a tuż poza niemi — czołgała się powolnie i groźnie czarna chmura w otoku srebrzystych macek.
— Będzie burza i deszcz ulewny... — pomyślał i obejrzał się.
O kilka kroków za nimi stał mały szałas, zbudowany przez letników-amatorów kąpieli. Uspokoiwszy się, że będą mieli schronisko przed deszczem, szukał wzrokiem ciałka myszy. Nagle podniósł się i ukląkł, wpatrzony w ziemię. Działy się tam istotnie rzeczy niezwykłe. Nesser spostrzegł kilkanaście
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/61
Ta strona została przepisana.