czarnych mrówek. Podbiegały do zabitej myszy, oglądały ją, dotykały czułkami i znikały w gąszczu trawy. Wkrótce powróciły znowu, prowadząc za sobą inne. Po kilku minutach całe ciałko myszy zaroiło się od ruchomej ciżby mrówek, inne podłaziły pod niespodziewaną zdobycz, podważały ją, podkopywały się coraz głębiej. Wkrótce system pracy został ustalony należycie. Czarne mrówki zsunęły się z myszy i cała armja zaczęła popychać ją, poruszać na wszystkie strony, starając się przyciągnąć zdobycz do gniazda.
Tysiące drobnych, pracowitych istotek milimetr po milimetrze posuwały martwą mysz w stronę dębowego gaiku, inne torowały im drogę, usuwając małe kamyki i ścinając grubsze pędy trawy. Zupełnie niespostrzeżone i nieoczekiwane zjawiły się tu nowe zastępy. Były to jednak mrówki brunatne. W jednej chwili zawrzała bitwa, — zażarta, okrutna i wściekła...
Nesser, oparty na łokciach, oczu nie spuszczał z tego widowiska. Nie słyszał grzmotów, nie spostrzegał błyskawic, migocących co chwila, nie czuł porywów wichru, ani nawet dużych kropel zaczynającego padać deszczu. Gramaud dawno już ukrył się w szałasie i siedział tam, jak Budda, podwinąwszy pod siebie nogi i uśmiechając się z tajemniczą obojętnością.
Piorun uderzył blisko, tuż za gaikiem dębowym. Słup piasku podniósł się nad wierzchołkami drzew i długo nie opadał. Rozwarła się czarna chmura i wylała nagle strugi ciepłej wody. Nesser klnąc głośno, umknął pod strzechę szałasu. Widział, jak coraz obfitsze potoki jęły spływać z pochyłości
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/62
Ta strona została przepisana.