Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/63

Ta strona została przepisana.

brzegu, aż nadbiegł szeroki, wartki strumień, wylewający się z poza wąskiej miedzy, zmył szmat darniny wraz z myszą i staczającemi o nią bitwę mrówkami, zrzucił na łachę i poniósł dalej, aż pożółkły, mętny prąd rzeki pochwycił wszystko i pochłonął.
Z jękiem nadleciała duża, szara rybitwa; długo zataczała coraz węższe koła, miotała się przez chwilę w powietrzu, lecz wkońcu wpadła do nurtu i porwała trup myszy. Odlatywała z głośnym krzykiem triumfu. Na to wołanie radosne nadleciały dwie inne rybitwy i rozpoczęły pościg i bitwę w powietrzu. Wkrótce znikły, zapadając za zaroślami nadbrzeżnych krzaków.
— Ja myślę, Gramaud, że wojna jest takim samym odruchem organizmu zwierzęcego, jak trawienie lub pociąg do tworzenia nowego pokolenia — odezwał się nagle Nesser.
— Istotnie w człowieku pozostały drapieżne cechy zwierząt, — odpowiedział uczony po długiej chwili namysłu, czy raczej uświadomienia sobie myśli przyjaciela.
— No, to znaczy, że jesteśmy najokrutniejszemi bestjami — potworami o doskonałem, straszliwem uzbrojeniu! — zawołał reporter.
— Tymczasem — tak, lecz jest to stan ewolucyjny i powinien przeminąć — szepnął Gramaud. — Człowiek posiada zdolność do kruszenia więzów zwierzęcości...
— Ha! Wątpię, żebyśmy się tego doczekali! — zaśmiał się Nesser.
— Czas tu nie gra żadnej roli!... — mruknął sanskrytolog. — Zrozumienie ohydy wojny, może