jąc chude łydki w pasiastych kalesonach. Ruchem ręki zaprosił gości do domu i rzekł uprzejmie:
— Bardzo proszę do salonu! Poczęstuję panów cydrem, bo po burzy jeszcze parniej w powietrzu...
Przeszli do małego saloniku. Białe firanki na oknach, trochę roślin kwitnących w doniczkach, czarny krucyfiks na ścianie, na drugiej — duży obraz św. Teresy z Lisieux, na półeczce — posążek Matki Boskiej z Lourdes; pośrodku pokoju — okrągły stół, pokryty koronkową serwetą, na nim popielniczka, pudełko z tytoniem i zielony wazon z kilkoma fajkami. Dookoła stołu — czerwonym aksamitem wyściełane krzesełka, sztywne, niewygodne; przy ścianach takież fotele oraz biurko z książkami i stosem papierów; przy oknie, bokiem do światła, stało stare pianino z zeszytem nut na pulpicie.
Nesser uśmiechnął się nieznacznie, lecz ksiądz, pomagający staremu kulawemu sługusowi ustawiać na stole szklanki i dzban z napojem, rzucił nagle okiem na gościa i rzekł wesoło:
— Gotów jestem pójść o zakład, że zgadnę myśl pana, panie Nesser!
— Proszę! — odpowiedział zapytany.
— Pomyślał pan, że wszystko tu jest tak, jak zwykle bywa w opisanych sto razy plebanjach wiejskich.
— Istotnie! — zaśmiał się reporter. — Po raz pierwszy odwiedzam mieszkanie duchownej osoby, a, zdaje mi się, że już kiedyś to widziałem... Niezawodnie w wyobraźni naszej posiadamy wrodzone pojęcia o osobach, trudniących się w ściśle określonych dziedzinach, o trybie ich życia, sposobie wysławiania się i myślenia, o związanem z ich zawodem otoczeniu, nawyknieniach, gustach...
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/72
Ta strona została przepisana.