Urwał nagle i z pośpiechem mówił dalej, niby się tłumacząc:
— Uprzedzam księdza, że ja nie piszę ani o Świętych Pańskich, ani o reformatorach życia, piszę tylko o złych ludziach, o zbrodniczych instynktach duszy społeczeństwa, — słowem o „sensacjach“, jak już zaznaczyłem zaraz na wstępie!
— Rozumiem — kiwnął głową ksiądz, nalewając cydra, — rozumiem! Sensację zawsze wytwarza się dokoła złych rzeczy, to — zrozumiałe! Na szczęście, niech za to imię Boże będzie błogosławione, — uczciwe bowiem, zbożne czyny i myśli są uważane za szarą, nieciekawą codzienność. Znaczy to, że zmysł dobra stał się już naturalną cechą ludzkości...
— Pyszna myśl, bardzo optymistyczna! — zawołał zdumiony Nesser. — Dziwi mnie jednak, że ksiądz nie zgorszył się nową znajomością, zawartą za pośrednictwem naszego przyjaciela, uczonego cudaka Gramauda, który przez mętną mgłę sanskrytu nie odróżnia złego od dobrego!
— O, panie Nesser, jak pan może mówić coś podobnego?! — zaprzeczył ksiądz, składając ręce na piersi. — Bardzo się cieszę, że poznałem pana! A co do naszego miłego Gramauda, to podejrzewam, że on lepiej od nas pojmuje różne rzeczy, lecz nie chce dotykać ich, bo stał się arystokratą wiedzy. Tacy też są koniecznie potrzebni! W chwilach, bowiem, gdy my — zwyczajni ludzie, motłoch życiowy, tracimy poczucie różnicy pomiędzy dobrem a złem, oni, o nieznużonym wzroku i nie przytępionych nerwach, widzą jasno i myślą szczerze. Cóż pan na to, panie Gramaud?
Uczony uśmiechnął się pobłażliwie i powolnemi łykami pił zimny, orzeźwiający napój.
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/73
Ta strona została przepisana.