— Wszystko to widzę i zaczynam rozumieć, że dobrodziej drwi sobie ze wszystkiego i ze wszystkich...
— Drwię?... — szepnął proboszcz, podnosząc się i natychmiast siadając.
— Tak! Ksiądz sobie drwi najwyraźniej! Słyszeliśmy, podchodząc tu, wcale donośny tenorek księdza proboszcza, gdy jakiemuś poczciwemu Gilletowi nakazywał oddać syna na wojnę, która istotnie lada dzień wybuchnie. Czyż nie rozumiecie, że będzie to straszliwa i długa wojna, straszliwa i długa, powiadam wam, bo tyle się nazbierało sił, popychających ku niej, a niema żadnej potęgi, któraby nas od niej powstrzymała!
Nesser, dziwiąc się samemu sobie, nie mógł już pohamować niezwykłego i zupełnie szczerego rozdrażnienia. Chciał rzucić jeszcze bardziej ciężkie, okrutne, obraźliwe słowa, lecz spojrzał na księdza i zdumiał się. Proboszcz, przyciskając ręce do piersi, śmiał się bez dźwięku i powtarzał:
— Dalej! A więc dalej... śmielej... do końca!...
— Dalej?... Dobrze! — wybuchnął reporter. — Ksiądz — sługa rządu, społeczeństwa, czy systemu, do djabła, nazwijcie to, jak chcecie! Ksiądz agituje za posłuchem wieśniaków rozkazom władz wojskowych? To samo, nie wątpię, dzieje się w tej chwili u Niemców, o których ksiądz z takim ogniem mówił, że się podzielili na rządzących i na bierne stado. Tam powiedziano bez ogródek: „Do broni, marsz!“ a u nas: — „Brońmy naszego wielkiego ducha, naszej Joanny d’Arc, encyklopedystów, poetów, reformatorów życia i myśli!“ Cha, cha! Nie kijem, to pałką, czcigodna osobo duchowna! A gdzież tu dar rozróżniania dobrego od złego, prawdy od fałszu, sprawiedliwości od krzywdy? Gdzie? gdzie?!
Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/75
Ta strona została przepisana.