Strona:F. A. Ossendowski - Kruszenie kamienia.djvu/78

Ta strona została przepisana.

Reporter gwałtownym ruchem postawił na stole szklankę i odparł:
— Nie! Będę pisał i już napisałem tak, jak ksiądz mówił do Gilleta, bo przecież, ode mnie także wymagają oszustwa, aby ostatecznie zawrócić głowę młodemu Gilletowi, oraz papie i mamie tego mięsa armatniego! Ale ja w rachubę nie wchodzę! Pluję na moralność, śmieję się z prawdy, nie boję się kary Bożej, ja hipokryzją i oszustwem zarabiam na życie!
Spojrzał na księdza, patrzącego mu w oczy płonącemi źrenicami, i krzyknął prawie, niby rzucając ostatnią, najstraszniejszą obelgę:
— Ja jestem podły, nikczemny, poziomy egoista — i na tem kończy się moja autobiografja, wyczerpuje się cała wartość społeczna mojej osoby! Lecz wy — prawodawcy, wodzowie, odpowiedzialni za losy narodu i państwa, wy — pasterze dusz, czyż wy więcej warci jesteście ode mnie — żółtego reportera?
Nesser umilkł i zapalił papierosa. Tyle razy już rozprawiał o podobnych zagadnieniach w gronie takich, jak sam, ludzi spokojnie i pogardliwie. Kończyły się te rozmowy zawsze jednakowo. Wypowiadano zdanie, że świat się przełgał nawskroś, że nie wart jest złamanego szeląga i wszystko, co zasługuje na miano życia, zawiera się w używaniu, w dogadzaniu zachciankom swoim i upodobaniom bez troski i myśli o jutro, gdyż ono zapewne będzie jeszcze głupsze i nikczemniejsze, niż dzień obecny. Teraz miał możność oskarżenia o fałsz i hipokryzję księdza i uczonego, zatopionego w rozmyślaniach oderwanych. Osobami duchownemi pogardzał i wyśmiewał „czarnych policjantów“, jak zwykle nazywał księży. Uczonego Gramauda lubił, lecz za-