Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.
68
F. ANTONI OSSENDOWSKI


— Koledzy! — zawołał. — Mowa moja będzie krótka. Powiem wam, że jesteście stadem baranów, prowadzonych przez kozły...
Szmer zdziwienia i pomruk gniewny przebiegł po tłumie studentów.
— Precz z nim! Precz! — zawołało kilka głosów.
— Słuchajmy! Słuchajmy! — krzyknęli inni studenci.
— Wasi przywódcy marzą, żeby car i jego rząd usłuchali głupich żądań zwołania konstytuanty. Taką potęgę chcą zmusić do tego skamlaniem lub terorem osobistym?! Koledzy, jest to droga, godna głupców...
— Precz! Precz! — zerwały się oburzone okrzyki.
— ...godna głupców, zapamiętajcie to sobie dobrze! — ciągnął Uljanow. — Car jest pomazańcem bożym i za takowego się uważa...
— Brawo, kolega Uljanow! Brawo! — ryknęła prawomyślna część studentów.
— Nie wymieniać nazwisk! Mamy wśród nas szpiegów! — rozległy się ostrzegawcze głosy.
— Car, pomazaniec boży, uważa, że władza jego nie jest z tego świata, lecz boska. W tem przeświadczeniu jest wychowany, a więc ma inaczej skierowaną myśl, niż nasza. Nie zna on mieszczańskiej moralności i tchórzostwa. O, carowie są odważni! Z łatwością przecinają życie poddanych i chętnie oddają swoje! Terorem ich zastraszyć nie można, a cóż dopiero głupiemi, bezsilnemi protestami studentów i śmiesznemi, bezwolnemi formułkami „Woli Ludu“ o konstytuancie! Dlaczego socjaliści-rewolucjoniści nie żądają raczej przydziału ziemi na księżycu?!
— Brawo! A to tnie tych jakobinów! — rozlegały się wesołe krzyki.
— Precz! Precz z prowokatorem! Zrywa strajk! — wołali, wymachując pięściami, zagorzali ludowcy.
— Dacie mi skończyć, czy nie? — krzyknął chrapliwie Uljanow. — Boicie się prawdy?
— Niech mówi! Niech mówi! — podtrzymano go.
Na sali zapadła groźna cisza.
— Konstytuanta oznaczałaby odsunięcie od tronu lokajów carskich. Karmieni i opłacani hojnie nie zechcą stracić