stanę przed nim i powiem to, co wiem o was, psy, zbóje, oprawcy, męczyciele! Tfu! Tfu!
Pluła na policjantów, dozorców i rzucała coraz straszliwsze i ohydniejsze słowa.
Wypchnięto ją z izby.
Rewizja przeszła pomyślnie. Wszyscy mieli dokumenty w porządku. Jeden tylko „chrześcijanin“ wzbudził podejrzenie jakąś niedokładnością w paszporcie. Zabrano go do policji.
Włodzimierz uśmiechnął się złośliwie i pomyślał:
— Dobrze mu tak! Niech teraz cierpi i milczy... Prorok, psia krew, rabia dusza zgniła!
Reszta nocy minęła w spokoju.
O świcie dozorcy przynieśli kubki, duży czajnik z herbatą i chleb. Po posiłku wypędzono nocujących z przytułku. Uljanow wyszedł, kryjąc się w ich tłumie.
Szedł, myśląc o dziewczynie-dziecku, mającej groźne oczy żmii.
— Chciałbym ją spotkać! Dałbym jej ulotki do rozrzucenia, bo taka już niczego się nie ulęknie. Niema nic do stracenia...
Jednak nie spotkał jej. Przez labirynt mało uczęszczanych uliczek i wąskich zaułków dążył w stronę Newskiej rogatki. Miał tam przyjaciół. Powiedziano mu jednak, że nie może tu pozostać, gdyż mieszkania poddano pod dozór policji. Wskazano zato szkołę, gdzie w charakterze robotnika, pobielającego sufity i ściany, mógłby zmylić szpiclów.
Nauczycielką szkoły była znajoma Uljanowa od kilku lat — Nadzieja Konstantynówna Krupskaja, partyjna socjal-demokratka, posiadająca obszerne stosunki, a śmiała i czynna, chociaż milcząca i wstydliwa.
Spotykał ją u socjalistów, „skowronków liberalnej burżuazji“ u Kałmykowoj i u Knipowicz.
Nie piękna, raczej nawet brzydka, pozostawiała jednak po sobie ciepłe i radosne wspomnienie. Zależało to od równowagi ducha, spokoju, nigdy nie znikającej pogody i głębokiej wiary w ideje, którym służyła.
Cicha, skromna, małomówna nauczycielka umiała słuchać i rozumiała każdy odruch myśli i nastroju spotykanych ludzi.
Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/135
Ta strona została uwierzytelniona.
101
LENIN