zaczynając od moskiewskich kniaziów i Iwana Groźnego, a kończąc na „Mikołaju Krwawym“ lub „Ostatnim“, wysilali się na drapieżność względem swoich „wiernopoddanych, umiłowanych dzieci“ i względem sąsiadów zakordonowych, na przelew krwi, na pogwałcenie prawa i moralności, na despotyczne, tyraniczne rządy. Naród powinien był, zdawałoby się, nienawidzieć carów, a tymczasem przez cały przeciąg samowładztwa myśl, serce i marzenia ludu skierowywały się ku carowi, wszystko przebaczały mu, tłumaczyły złe, niesprawiedliwe rządy wpływami szlachty, biurokracji, kupców i wogóle — „bogaczy“, spokojnie jednak przyjmowały drapieżność i zaborczość swoich władców, bo drapieżność i zaborczość leżały na dnie duszy narodowej.
— Gdzież zatem jest miejsce dla „szukania Boga“, jak wskazywała literatura rosyjska? — spytał Niemiec.
Nie odpowiedziałem mu i mówiłem dalej:
— Prace biologów dowiodły, że każdy z nas stanowi muzeum przedhistorycznych przodków, że w okresie embrjonalnym przechodzimy stadjum rozwoju pierwotniaków, płazów, ryb, ptaków i nieznanych obecnie potworów ssących, które, z pewnością, zjawiały się niegdyś na powierzchni ziemi, a których potomkami jesteśmy. Wiemy teraz, że wszystkie te prototypy mogą odżyć nagle i wyrwać się na wolność, w postaci właściwych im zwyczajów. Cóż w takim razie powiemy o rosyjskim narodzie, jeżeli przypomnimy w sobie, że w żyłach jego i w mózgu tkwią zupełnie jeszcze młode pierwiastki Mongołów, Ugro-Finnów i innych najeźdźców azjatyckich? Czyż zapomnieliśmy, że dla tych wojowniczych, surowych, dzikich szczepów sprawiana innym krwawa łaźnia stawała się rozkoszą najwyższą, a najdrapieżniejszy władca, jak Dżengis, Batu lub Tamerlan, wydawał im się półbogiem, połączonym z ziemią i z duszą narodu więzami powinowactwa krwi, idei burzycielskiej i zaborczej. To też lud rosyjski, a nawet inteligencja rewolucyjna marzyła o „carze ziemskim, czerwonym“...
— Czyżby to było możliwe?! — zawołał Anglik. — Czerwony car?!
— Podejmuję się oprzeć to twierdzenie moje na materjale historycznym! — odpowiedziałem. — A teraz dalej! Z tym „czerwonym carem“, burzącym wszystko, co było znienawidzone przez naród, a więc — państwo i społeczeństwo, łupiącym bogaczy i sąsiadów innej narodowości i wiary, — miljony wieśniaków i robotników, którzy w Rosji nigdy nie stanowili specyficznej klasy i węzłów pokrewieństwa ze wsią nie zrywali, te krocie ruszyłyby na mgliste dzieło przebudowy ojczyzny, ba, nawet — na podbój świata! To mrowie
Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.
VIII
F. ANTONI OSSENDOWSKI