Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.
205
LENIN


Człowiek w żołnierskim płaszczu nic nie odpowiedział i wybiegł z sali.
Lenin usiadł na uboczu i nie słuchał narad dowódców, którzy nazajutrz mieli poprowadzić proletarjat na zwycięstwo lub na śmierć.
Wydobył z kieszeni kajet i zaczął pisać.
Zbliżył się Trockij i ze zdumieniem patrzał na niego.
— Piszę artykuł, coś nakształt naszego manifestu; powinien on stanowić podwaliny nowego prawa — odpowiedział Lenin na milczące pytanie towarzysza. — Zróbcie wszystko, aby ten artykuł był jutro w dziennikach.
— Otoczę drukarnię „Prawdy“ bataljonem Pawłowskiego pułku i dziennik z artykułem waszym zjawi się — rzekł Trockij.
Lenin zaczął się śmiać, zacierać ręce i powtarzać:
— Dobrze i tak, jeżeli inaczej nie można!... Dobrze i tak!
Dokończył i oddał zapisane arkusiki Trockiemu.
Dotknął jego ramienia i spytał:
— Jak będziemy tytułowali naszych ministrów? Ministrami nie możemy ich nazywać. Stary to i znienawidzony tytuł! Pomyślcie tylko! Minister Plewe, minister Goremykin, minister Kierenskij... Do djabła! To — na nic! Samo takie zestawienie może wzbudzić w masach nieufność i zgubić całą sprawę. Minister — to przeklęte, potrzykroć przeklęte słowo!
— Może... „komisarzami ludowymi“ — poddał myśl Trockij.
— Ludowy komisarz?... — mruknął Lenin. — Ludowy komisarz... Może, to i dobre?... Pachnie rewolucją, a to grunt dla mas... Komisarz ludowy!... Zupełnie dobrze!
Zatarł ręce i rzekł ze śmiechem:
— Już pisałem w naszych dziennikach o tem „Czy utrzyma proletarjat władzę w swoich rękach“. Że władza zostanie zagarnięta — o tem już nie może być mowy i wątpliwości. Lecz jak ją utrzymać — należy wyjaśnić tłumom...
— To sprawa dalsza! — odparł Trockij. — Najpierw musimy dojść do władzy, a później...
Lenin zmarszczył brwi i gniew zapalił zimne ognie w oczach skośnych.