Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/250

Ta strona została uwierzytelniona.
214
F. ANTONI OSSENDOWSKI


Inżynier postanowił ukryć się w bramie, lecz w tej chwili z dachu z łoskotem i brzękiem blachy stoczył się i upadł tuż przed nim policjant ze skrwawioną twarzą.
Bołdyrew umknął do bramy, gdzie stał już cały tłum przechodniów.
— Ginie nasza Rosja święta!... — wzdychała jakaś staruszka.
— To bandyci, zdrajcy ojczyzny chcą zagarnąć stolicę — wtórował jej gruby, brodaty kupiec i nagle zaczął się żegnać, niby w kościele.
Siedzący na stopniu schodków blady młodzieniec w zniszczonem ubraniu, zapewne — robotnik, zaśmiał się szyderczo.
— No tak! Stare pieśni! — odezwał się. — Komu potrzebna jest ta wasza „święta Rosja“, gdzie po więzieniach mordowano ludzi?! Komu? Wam, tylko wam! A my — pracujący lud nic od niej nie mieliśmy. Dla was była ona matką, a macochą — dla nas! Teraz my wam zaśpiewamy, o czem marzyliśmy oddawna... Koniec! Przyszedł nasz czas!...
Do rozmowy wmieszali się inni i rozgorzał spór.
— Można było dojść do porozumienia bez przelewu krwi! — wołano.
— Bezwątpienia! Tylko robotnicy tego nie chcieli. Bez rewolucji — ani rusz!
— Wybrali też zdrajcy czas na powstanie! Wojna domowa, a tu wróg stoi na progu ojczyzny! — krzyknął starszy człowiek w uniformie urzędnika.
Robotnik powstał i złym głosem odparł:
— Kraczcie, kraczcie, nic nie pomoże! Poco mamy porozumiewać się z wami? Sami możemy wyrwać wam wszystko i — wyrwiemy! Późno teraz!
— Zdrajcy! — krzyknął kupiec, podchodząc do robotnika z zaciśniętemi pięściami. — Ojczyzny bronić należy — nie bunty podnosić, psie syny!
Robotnik znowu się zaśmiał:
— Najlepszy czas dla buntu, panie kupiec! Gdyby nie wojna — rozdusilibyście nas, a teraz was to czeka! Tak, panie burżuj, nadchodzi ostatnia wasza godzina!