Do gabinetu wszedł Grzegorz Bołdyrew.
Podobny był do matki, tak samo jak starszy brat. Te same włosy krucze, smagła twarz, wielkie oczy niebieskie. Tylko, o ile brat kipiał życiem i zapałem, o tyle cała postać Grzegorza zdradzała marzycielstwo i skłonność do głębokich rozmyślań.
— Ach! Zjawił się nasz metafizyk! — zawołał Piotr na widok brata.
— Co się dzieje! Co się dzieje! — zawołał, składając ręce, Grzegorz. — We wszystkich dzielnicach — bitwa! Z trudem, bocznemi ulicami dotarłem do was!
— A co u ciebie słychać? — spytał ojciec.
— Nic dobrego! Rada robotnicza postanowiła zamknąć naszą fabrykę, jako niepotrzebną dla proletarjatu, bo robimy mydło pachnące, wodę kolońską i proszek do zębów, — odparł ze smutnym uśmiechem.
— Ale robicie też środki lecznicze! — zawołał Piotr.
— Wskazywaliśmy im na to. Powiedzieli, że wszelkie aspiryny, piramidony są dobre dla burżujów, nie dla ludu robotniczego. Wszystkie zapasy zarekwirowano i wywieziono, niewiadomo dokąd. W fabryce zaś rozlokowano oddziały powstańców z podmiejskich fabryk. Widziałem na własne oczy, jak robotnicy odkręcali mosiężne i bronzowe części aparatów i wynosili naczynia z platyny i srebra... Piękna rewolucja w XX wieku!
— Piękna, nie piękna, ale rewolucja i do tego — rosyjska! Inną być nie może, bracie! Dzikim jesteśmy narodem, a dzikość naszą spotęgował ucisk niebywały, zbrodniczy, głupi, graniczący ze zdradą Rosji! — zawołał Piotr.
— Rewolucja powinna porwać cały naród, pociągnąć go ku sobie! — zaprotestował młodszy brat. — Jakżeż osiągnie to, gdy się splami pospolitym rabunkiem, ohydną zbrodnią?
— Twoje rozumowania dobre są dla kwakrów lub ewangelickich chrześcijan, Grzegorzu, nie dla nas! My — pół pogański jeszcze naród, błąkamy się w mroku — mówił Piotr.
— Nasza inteligencja nie ustępuje europejskiej, nasza sztuka jest wszędzie podziwiana — powiedział Grzegorz.
Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/257
Ta strona została uwierzytelniona.
221
LENIN