Olbrzymi, piegowaty żołnierz przerzucił sobie przez ramię obnażoną do pasa dziewczynę i biegł z nią przez plac. Kasztanowate włosy rozmiotały się dokoła bladej, drobnej twarzy. Piersi jak dwa pączki róży z drażniącem wyzwaniem prężyły się ostatnim wysiłkiem życia. Białe, ledwie przykryte pasmami i skrawkami podartego płaszcza ciało zwisało bezwładnie, omdlałe, wyczerpane bitwą, zdjęte zgrozą hańby i śmierci.
Żołnierz dobiegł do furgonu Czerwonego Krzyża. Zajrzał do wnętrza nieprzytomnemi oczami, rzężąc, wyciągnął karabin i wrzasnął:
— Precz!
Strzelił, kulą przebijając płócienną budę.
Lekarz, sanitarjuszka i żołnierz, siedzący na koźle, natychmiast wyskoczyli z furgonu i zamieszali się w tłumie.
Żołnierz cisnął swoją zdobycz na dno wozu, aż drgnął i zgrzytnął na resorach; wgramolił się do wnętrza i opuścił połę furgonu.
Tłum otoczył wóz.
Ludzie stali w milczeniu, niby przed obliczem wielkiej tajemnicy w chwili pogańskiego nabożeństwa, strasznego i ponurego.
Z furgonu dochodził urywany, zdyszany ryk i słabe, żałosne jęki.
W tej chwili z pod arki Sztabu Generalnego wytoczył się samochód pancerny.
Żołnierze z karabinami, z powiewającemi czerwonemi wstęgami na czapkach i rękawach stali na stopniach samochodu i leżeli na jego błotnikach. Pośrodku, wyżej od wszystkich, stał człowiek w szarej, robotniczej czapce i czarnem palcie cywilnem. Szeroka, o wystających policzkach i grubych wargach twarz łagodnie, radośnie się uśmiechała, skośne oczy biegały, badawczym wzrokiem ogarniając tłum i cały plac. Człowiek ten miał oczy owada, który w okamgnieniu obejmuje olbrzymią ilość szczegółów, patrząc tysiącami źrenic naraz.
Ktoś z tłumu poznał go.
— Niech żyje Lenin!
— Niech żyje towarzysz Lenin — nasz wódz! — rozległ się krzyk.
Strona:F. A. Ossendowski - Lenin.djvu/262
Ta strona została uwierzytelniona.
226
F. ANTONI OSSENDOWSKI