Na przedmieściu „Piaski“ otoczony staremi lipami wznosi się piękny pałac z kościołem, wybudowanym dla cesarzowej Elżbiety przez znakomitego Rastrellego.
Różne wypadki widziały mury pałacu „Smolnego“.
Romanse i dumne marzenia carowej; modły pobożnych mniszek, którym z biegiem czasu oddano ten wspaniały gmach, a później jednostajne życie arystokratycznych pensjonarek, tak zwanych „szlachetnych dziewic“; w tym okresie, jak krążyły plotki dworskie, zaglądał tu nieraz Aleksander II, posiadający klucz od bocznej furty dawnego klasztoru, — wszystko to przeminęło, i nad gmachem powiewała teraz czerwona flaga, godło rewolucji.
Tu mieścił się sztab partji bolszewickiej i Rady komisarzy ludowych, kierowanej przez Lenina.
Sam on chodził w tej chwili po obszernym, prawie pustym pokoju. Kilka krzeseł, kanapa i biurko, zawalone dziennikami, książkami i paskami papieru z korektą artykułów.
Lenin chodził szybko, prawie biegał, włożywszy ręce do kieszeni tużurka, i myślał.
Mógł nie spać, nie jeść, lecz potrzebował codziennie godziny samotności.
Nazywał tę część dnia „pracą kanalizacyjną“.
Wyrzucał z głowy niepotrzebne myśli i resztki wrażeń, wymiatał błahe wspomnienia; układał starannie, sortował i przechowywał wszystko to, co było wartościowe i znaczące. Gdy porządek był zrobiony, zaczynał pogłębiać „kanał“, prowadzić nowe odnogi. Do łożyska ich wpływały, wpadały różne myśli i mknęły narazie niesfornym potokiem, aż rozbijać się zaczynały po coraz drobniejszych rozgałęzieniach mózgu, a wtedy wyjaśniało się wszystko, układało w plan. Myśl pracowała spokojnie, zimno, sprawnie nad wykonaniem